Wspomnienie o nowicjacie w Sanktuarium M.B. Leśniowskiej


Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie

Święty i czysty jak pierwsze kochanie…

 

Z perspektywy tych kilku lat, które upłynęły od mojego nowicjatu, Leśniów wydaje się być krainą nieomal mityczną. Święty i czysty, jak w strofach Mickiewicza, przywodzi na myśl najpiękniejsze chwile zakonnego życia, te chwile, gdy z młodzieńczą – naiwną nieomal – gorliwością, ale także z gorącym sercem zaczynaliśmy naszą wielką przygodę, wędrówkę za Chrystusem.

Już pierwsze spotkanie z Leśniowem robi fascynujące wrażenie - rozległe przestrzenie wśród jurajskich skał, pachnący wiatr, nad głową niebo otwarte a u stóp to krystaliczne źródełko, którego szum jest zapowiedzią rzeczy tak prostych i zwyczajnych a jednocześnie tak niezwykłych i wielkich, że tylko Bóg mógł je przygotować. Pamiętam chwilę, gdy po przekroczeniu sanktuaryjnej bramy  przyniosłem z pomocą starszych braci do leśniowskiego klasztoru swój bagaż – torbę wypełnioną tym, co najpotrzebniejsze oraz kilka lat zmagań z samym sobą i z Wszechmogącym: „wołałeś mnie, mój Panie?...” Miałem poczucie, że oto dokonuje się coś przełomowego w moim życiu, coś wielkiego, że odtąd na drodze mojego życia stanął nowy znak i wszystko nabrało nowego sensu. A potem własne miejsce w nowicjackiej kaplicy, w refektarzu i w zakonnej celi. Pierwsza odmówiona wspólnie z nowymi braćmi godzina brewiarzowa, spojrzenie w ich twarze, zamyślenia – kim jesteście, czy zostaniemy przyjaciółmi, jaki wiatr przygnał was tutaj z Afryki, z Chorwacji, Ukrainy, Słowacji, z całej Polski? Czy macie już pewność że chce was Bóg w klasztorze, czy może – tak jak ja - ciągle czekacie na jakąś podpowiedź, znak, sen, Słowo…?

 

 

Nie zaburzony błędów przypomnieniem,

Nie podkopany nadziei złudzeniem

Ani zmieniony wypadków strumieniem…

 

            Mówią że właśnie o rozeznanie powołania tutaj chodzi, że właśnie po to jest leśniowski nowicjat. Widziałem zmagania moich współbraci, którzy z ciężkim sercem, z jakimś smutkiem w oczach mówili głośno po długich, cichych modlitwach: nie tutaj mam miejsce przygotowane od Pana. Wykruszali się w miarę odkrywania tajemnicy. Tajemnicy zwyczajności. Przestrzeni dla działania Bożego Ducha, który – wszyscy to pamiętają – krąży w nowicjacie niczym nie skrępowany i daje liczne dowody Bożej miłości i troski. A ja z coraz większym zaskoczeniem odkrywałem jak ewidentne jest moje powołanie, jak kiełkuje bez mojego udziału, darmo darowane, tajemnicze, niezasłużone. Aż do tej chwili niezwykłej, gdy potwierdził je Kościół. Wzrastało to ziarno w najlepszym środowisku - tuż przy ziemi, kiełkowało wraz z marchewką i rzodkiewką na klasztornym polu, zakwitało wraz z chryzantemami w równych rzędach miedzy ścieżką a przyklasztornym parkiem, dojrzewało w doskonałych warunkach niczym pomidory w leśniowskich szklarniach, wydawało plony jak zborze koszone z pola za przydrożnym krzyżem. Aż pewnej nocy poszedłem doić krowy  - a było to noc wigilijna – i wtedy stało się dla mnie jasne, że w małych rzeczach są wielkie dzieła. I że wybrany został maleńki Leśniów na kolebkę dla najmniejszych, którzy w przyszłości będą dawać światu to co największe – Boga.

 

 

Ten kraj szczęśliwy, ubogi i ciasny,

Jak świat jest boży, tak on był nasz własny!

Jakże tam wszystko do nas należało!

Jak pomnim wszystko, co nas otaczało:

 

            Nowicjat to spełnienie marzeń o zakonnych habicie. W moim roczniku miał się stać ten biały pauliński habit znakiem szczególnym. Uroczystość Zwiastowania, która w owym czasie była dniem obłóczyn, została przeniesiona na poniedziałek po niedzieli Miłosierdzia Bożego, 4 kwietnia 2005 roku. Przywdzialiśmy więc habity w 40 godzin po śmierci Jana Pawła II. Zabrakło jednego człowieka w bieli, lecz na jego miejsce pojawiło się kilkunastu nowych. Jak wyraziście brzmiały słowa Barki, gdy wchodziliśmy do kościoła. Jak ewidentne było dla wszystkich, że oto ci nowicjusze, którzy zdjęli marynarki i krawaty by włożyć białą szatę,  podnoszą pałeczkę w sztafecie pokoleń, by zanieść wszystkim dobrą nowinę o Bogu, który pokonał śmierć i przeprowadza swoich umiłowanych do krainy życia.

 

Aż do każdego strumienia, kamienia,

Jak każdy kątek ziemi był znajomy

Aż po granicę, po sąsiadów domy!

 

            Jest jeszcze uśmiech leśnowskiej Maryi, delikatny, czuły, matczyny. Przeniósł nas ten uśmiech przez cały rok nowicjackich zmagań. Uratował niejednego od zwątpienia, od stchórzenia, od smutku. A może jeszcze więcej – uczynił nas ten uśmiech braćmi dla siebie i synami dla zakonu Paulińskiego, wskazał  sedno naszego życia, samą esencję prawdy – Syna Bożego, który powołuje z miłości i wszystko czyni łaską. Który daje każdy okruch modlitwy, każde ziarno łaski, który wychowuje do kapłaństwa najprostszymi metodami – pięknem, dbałością o kogoś, kto siedzi obok mnie, ciężką pracą, prostym Słowem przeczytanym w klasztornej kaplicy, znakiem krzyża na furcie i śpiewem nieszporów. Twarzą Matki Leśniowskiej – taką zwyczajną i dlatego taką prawdziwą..,

 

 

I tylko krajów tych obywatele

Jedni zostali wierni przyjaciele,

Jedni dotychczas sprzymierzeńcy pewni!

Bo któż tam mieszkał? - Matka, bracia, krewni…

 

Subskrybuj newsletter!

Jeśli chcesz codziennie wieczorem otrzymywać komentarz video na kolejny dzień, wpisz się na listę mailingową.

Kontakt


Zachęcam, by przekazywac wszystkim zainteresowanym wiadomość o
"Kilku słowach o Słowie",
aby ta wspólnota osób pochylonych nad Ewangelią, która daje życie,
wciąż się rozszerzała.

o. Michał Legan OSPPE
Zakon św. Pawła Pierwszego Pustelnika

Jasna Góra, ul. Kordeckiego 2
42-225 Częstochowa

© Michał Legan OSPPE / design: ordigital.pl